Autor: PodChyrową
Opracowano: 2012-05-19 22:41:36
30 kwietnia 2012, grupa 13 studentów II roku Wychowania Fizycznego PWSZ Krosno rozpoczęła obóz rowerowy na terenie Beskidu Niskiego.
Trasa pierwszego dnia obozu przebiegała miejscowościami: Dobieszyn – Żarnowiec – Zręcin – Bóbrka – Wietrzno – Dukla – Iwla – Chyrowa.
Dzień pierwszy
Tegoroczną trasę rozpoczęliśmy spod PWSZ w Krośnie, przy ul. Wyspiańskiego. Pogoda tego dnia dopisała uczestnikom wyprawy. Świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmury. Zbiórka została zaplanowana na godzinę 9.00. Po sprawdzeniu sprzętu i wysłuchaniu rad od prowadzącego obóz mgr Andrzeja Zatorskiego, wyruszyliśmy w stronę Gminy Jedlicze, do sąsiadującego z Krosnem Dobieszyna. Tam zatrzymaliśmy się przy ponad 100-letniej Szkole Podstawowej. Po wysłuchaniu krótkich informacji, udaliśmy się w ok. 3 km trasę w kierunku Żarnowca, gdzie głównym celem było Muzeum Marii Konopnickiej. XVIII wieczny dworek, to jeden z najważniejszych zabytków Gminy Jedlicze. W latach 1903-1910, mieszkała tam pisarka Maria Konopnicka. Dworek otrzymała jako dar narodu polskiego w 25-lecie pracy pisarskiej. Posiadłość to ponad 3 hektary ziemi. Dworek znajduje się w samym środku zabytkowego parku, w którym dominują drzewa liściaste.
Następnie udaliśmy się w kierunku Gminy Chorkówka. Pierwszą miejscowością na terenie Gminy był Zręcin, gdzie zatrzymaliśmy się pod Kościołem Parafialnym z 1878 roku, w którym znajdują się tablice i portrety pamiątkowe Ignacego Łukasiewicza oraz Karola Klobassy-Zrenckiego.
Dalej udaliśmy się w kierunku Bóbrki. To miejscowość oddalona o 12 km od Krosna na terenie Gminy Chorkówka. Tam odwiedziliśmy skansen - Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza. Znajduje się tam pierwsza na świecie, założona w 1854 roku i nadal działająca kopalnia ropy naftowej. Założycielami kopalni byli: Ignacy Łukasiewicz, Tytus Trzecieski, Karol Klobassa-Zrencki. Skansen jest otoczony lasem, wśród malowniczej przyrody. Przez teren muzeum przejechaliśmy na rowerach. Oglądnęliśmy jak wyglądały urządzenia i narzędzia, którymi musieli sobie radzić pierwsi pracownicy kopalni. Udało nam się też obejrzeć jeden z pierwszych szybów naftowych „Janina”, powstały ok. 1860 roku, głęboki na 132 metry. Dowiedzieliśmy się także, iż kopalnia wydobywa 6 ton ropy dziennie. Kolejną miejscowością do której dotarliśmy była wieś Wietrzno w Gminie Dukla. W miejscowości tej zwiedzaliśmy zabytkowy XVIII wietrzny kościół architektury drewnianej p.w. św. Michała Archanioła.
Na swojej drodze napotkaliśmy bardzo żywiołowego mężczyznę, który w krótkich spodenkach pracował przy plebani, jak później się okazało to miejscowy ks. Jan, który wyglądał na staruszka, mówił o sobie że nie jest wygimnastykowany, a zadziwił wszystkich unosząc nogę na wysokość głowy. Ksiądz ten poświecił nam swój wolny czas i opowiedział kilka legend związanych z miejscowością i kościołem. Ksiądz Jan pokazał nam wnętrze kościoła i omówił znajdujące się tam obrazy. We wsi można natrafić także, na cenne zabytki z epoki kamienia łupanego, a przykładem może być; jak jeden z obywateli wsi kopiąc studnię znalazł brzytwę, która była warta więcej niż jego posiadłość. Duszpasterz zaciekawił nas opowieściami ze swojego życia, gdyż jest podróżnikiem i przekonywał nas, że obcowanie z przyrodą przybliża do duchowości.
Kościół znajduje się w centralnej części wsi, obok Szkoły Podstawowej, ok. 200 m od lokalnej drogi wiejskiej. Położony jest na wzniesieniu, ogrodzony kamiennym murem i otoczony starodrzewem. Od południa do placu kościelnego przylega cmentarz, a na północ znajdują się zabudowania plebańskie. Jest to kościół konstrukcji zrębowej, o ścianach szalowanych pionowo deskami, posadowiony na podmurowaniu z dzikiego kamienia. Wieża wzniesiona jest w konstrukcji słupowo-ramowej, kruchty – słupowej. Wyposażenie wnętrza jest w większości późnobarokowe z ok. poł. XVIII w. W ołtarzu głównym XVIII-wiecznym, znajduje się późnogotycki obraz tablicowy Matki Boskiej Anielskiej z ok. 1480 r. – dzieło krakowskiego malarza mający dużą wartość historyczno-artystyczną. Poza tym wymienić należy: dwa ołtarze boczne z poł. XVIII w., przerobione po 1870 r., ambonę z ok. 1750r., kamienną chrzcielnicę z 1906r – wzorowaną na gotyku, ozdobioną dziesięcioma herbami, obrazy: Grupa opłakiwania z Matką Boską Bolesną z 2 poł. XVII w. , św. Wawrzyniec z ok. 1760v r. oraz liczne sprzęty i naczynia liturgiczne (w tym manierystyczny kielich z poł. XVII w.)
Z Wietrzna dotarliśmy do miejscowości Dukla. Przy wjeździe do miasteczka zobaczyliśmy, aleję akacjową, która składa się z 213 robinii akacjowych i jest jedna z najdłuższych w Europie. Następnie dotarliśmy na parking gdzie zatrzymaliśmy się przy kościele Ojców Bernardynów wraz z Klasztorem PW Św. Jana z Dukli. Klasztor ten zbudowany został w latach 1761-1764 r. w stylu późnego baroku. Świątynia ta rozbudowana została w latach 1890-1905 o kaplice św. Jana z Dukli. Wewnątrz kościoła znajdują się obrazy Tadeusza Popiela, które ukazują życie i kult św. Jana, a na ołtarzu srebrna trumienka w której znajdują się relikwie świętego. Kolejnym naszym przystankiem był pobliski kościół Farny PW Marii Magdaleny, który podobnie jak Klasztor zbudowany został w stylu późno barokowym a wzniesiony w latach 1764-1765. Świątynia ta posiada cenne wyposażenie wnętrza w stylu rokoko i niezwykły nagrobek Marii Amalii Mniszkowej. Polichromia na sklepieniu przedstawia sceny z życia i śmierci Marii Magdaleny. Największe wrażenie na nas zrobiła droga krzyżowa w postaci luster z krzyżem. Z pod parafii udaliśmy się najkrótsza droga do miejsca docelowego dzisiejszej wyprawy. Wiedząc ze cel naszej podróży jest już blisko z uśmiechem pokonaliśmy Teodorówkę, Iwlę oraz z językiem na brodzie ostatni długi podjazd pod Chyrową. Byliśmy już na miejscu!!! Początki naszej opalenizny zwiastowały kolejną moc wrażeń, której nie byliśmy do końca świadomi. Dzień kończyliśmy prezentacją rodzajów rowerów oraz technicznym pokazem bieżącej konserwacji naszych rumaków.
Dzień drugi
Na dzień drugi zaplanowaliśmy trasę Chyrowa – Myscowa – Krempna - Żydowskie– Grab- Świątkowa Mała – Kotań - Chyrowa.
Z Chyrowej udaliśmy się w stronę Myscowej. By tam dotrzeć trzeba było pokonać kilometrowy podjazd po kamienistej drodze, a następnie po kilku uwagach na temat techniki zjazdu, pokonaliśmy kolejne 1,5 km w dół.
Zatrzymaliśmy się jeszcze by spojrzeć na dom w którym wraz z małżonką mieszka „Dziadek Hydrosystem”. Mimo, że mają po 90 lat to ich cera wygląda jak u niemowlęcia.
Dojeżdżamy do Myscowej. Jest to malownicza wieś leżąca w gminie Krempna w dolinie rzeki Wisłoka w której znajduje się cerkiew grekokatolicka p.w. św. Paraskewy z 1796 roku, teraz służy jako kościół. Obecnie trwają dyskusje nad utworzeniem zbiornika wodnego Kąty – Myscowa. Woda spiętrzona przez zaporę zalałaby tereny wchodzące w skład Magurskiego Parku Narodowego oraz Natura 2000. Zastanawialiśmy się nad tym czy naprawdę warto zrealizować ten projekt i zalać tak wspaniałe tereny? Po krótkiej przerwie w cieniu cerkwi ruszyliśmy dalej. Jadąc w stronę Krempnej zatrzymaliśmy się w Ostrysznym na zbiegu rzek Wilszni i Wisłoki, aby popływać chwilę dla ochłody. W końcu 30 stopni ciepła robiło swoje.
Po schłodzeniu się w wodzie ruszyliśmy z chęcią dalej pokonując kolejne kilometry po asfaltowej drodze. W Krempnej byliśmy w XVII wiecznej świeżo po renowacji drewnianej cerkwi św. Kosmy i Damiana. Wchodząc do środka zobaczyliśmy kapiący od złota i srebra ikonostas z 1835 roku, a w tle słychać było cerkiewny, chóralny śpiew na trzy głosy.
Siedząc w ławkach, ciesząc oczy wystrojem wnętrza poczuliśmy klimat poprzednich lat.
Z żalem musieliśmy opuścić to wspaniałe miejsce, lecz po chwili głodni kolejnych wrażeń nacisnęliśmy mocniej na pedały. W centrum wsi skręciliśmy w lewo, kierując się ku wzgórzom z których mogliśmy obejrzeć Dolinę Ciechani.
Ciechania jest to nieistniejąca już wieś między Ożenną, a Hutą Polańską. Wieś istniała już w XVI w. Wieś uległa niemal całkowitemu zniszczeniu na skutek działań wojennych, dwa razy, w latach 1914/15 i 1944/45.
Niestety Dolina Ciechani jest obecnie niedostępna dla turystów, więc by obejrzeć to pięknie miejsce z oddali, musieliśmy najpierw pokonać 6 kilometrowy odcinek na szczyt po zniszczonym asfalcie pełnym dziur. Mimo, że nachylenie terenu było spore to nikt nie zeskoczył z siodełka. W końcu studenci Wychowania Fizycznego odpoczywają w ruchu i nie poddają się tak łatwo. Motywacja była tym silniejsza, że na szczycie, wśród drzew i wkrótce zakwitających poziomek zjedliśmy kanapki przygotowane podczas śniadania.
Po dotarciu na szczyt byliśmy pewni, że wysiłek się opłacił. Wspaniała panorama, cisza i spokój wynagrodziły nam ostatnie kilometry.
Po posiłku udaliśmy się w stronę miejscowości Grab. Było to o tyle łatwe, że najbliższe 10 km mieliśmy z górki. W Grabiu odwiedziliśmy sklep pod którym zjedliśmy pyszne lody, dały nam one energie na pokonanie dalszych kilometrów.
Krótka historia miejscowości. W latach 1769-1770 w okolicach Grabia istniał obóz konfederatów barskich, skąd Kazimierz Pułaski dokonywał wypadów na Pilzno i Lwów.
13 stycznia 1770 r. w rejonie Grabia miała miejsce wielka bitwa z Rosjanami, w której konfederacji ponieśli klęskę.. W 1770r. obóz został prawie zniszczony przez wojska rosyjskie, resztki obozu przeniesiono w okolice Koniecznej i Izb. W 1945r. większość ludności Grabia dobrowolnie wyjechała do ZSRR. 2 lata później resztę mieszkańców wysiedlono na Ziemie Odzyskane.
W dość szybkim tempie pokonaliśmy około 12 km i znaleźliśmy się w Świątkowej Małej gdzie zwiedziliśmy Cerkiew greckokatolicka pw. Św. Michała Archanioła z roku 1762 (obecnie kościół rzymskokatolicki) gdzie z uwagą słuchaliśmy krótkiej historii jaką opowiedział nam mgr Zatorski.. Po uzupełnieniu płynów wyruszyliśmy do Kotani.
Jadąc wolnym tempem, ponieważ większość grupy myślała już o obiedzie, dojechaliśmy pod Cerkiew w Kotani pw. Kosmy i Damiana. Dowiedzieliśmy się, że Cerkiew została wzniesiona w 1841r. dla parafii w Krempnej. Cerkiew otoczona jest kamienno drewnianym ogrodzeniem. W 1963 r utworzono lapidarium, 22 nagrobki z Nieznajowej, Żydowskiego, Ciachani. Ze względu na jej bardzo proporcjonalne kształty, typowej cerkwi zachodnio- łemkowskiej, jej kopie zbudowano we Lwowie.
Po drodze odwiedziliśmy cmentarz w lesie (nie pamiętamy miejscowości ponieważ byliśmy już na skraju wyczerpania, mieliśmy zwidy z powodu 30 stopni i braku wody). Niedaleko cmentarza znajdował się ośrodek edukacyjny wraz z muzeum. Obejrzeliśmy wystawę fotografii przedstawiające krajobraz Beskidu Niskiego oraz gatunki drzew w nim rosnące. Zostało nam jedynie 14 km pod ,,malutką” góóóóórę, gdzie mgr Zatorski opuścił swoje stado zbłąkanych, przepoconych, głodnych, wyczerpanych studentów – co tu dużo gadać NIE TE LATA (ale daje radę). Gdy zostaliśmy sami na trudnej trasie, rozpoczęła się impreza pod górę (piesza). Droga pod górę prowadziła przez las, szliśmy prowadząc rowery z językami po ,,kolana”. Po przejściu kilku kilometrowej góry wreszcie ku naszemu zdziwieniu ujrzeliśmy zjazd w kierunku steków ( schab z ziemniakami). Z każdym metrem nabieraliśmy zawrotnej prędkości ze świadomością ze następny przystanek to Ośrodek ,,Pod Chyrową, Tak właśnie minął nam 2 dzień obozu, okraszony na wieczór ogniskiem.
Dzień trzeci
Trasa: Chyrowa – Mszana – Tylawa – Daliowa – Jaśliska – Szklary – Królik Wołoski – Królik Polski – Bałucianka – Przymiarki – Lubatowa – Jasionka – Dukla – Teodorówka – Iwla- Chyrowa (uff)
Nieco obolali ale po solidnym śniadaniu stanęliśmy na zbiórce przed dzisiejszą wyprawą. W umyśle wielu z nas pozostawała jeszcze wczorajsza trasa. Pojawiały się myśli, że po wczorajszych podjazdach nic przyjemniejszego spotkać nas nie może. W końcu te wszystkie szczyty musza się kiedyś skończyć – pomyślał nie jeden z nas.
Z Chyrowej udaliśmy się do Mszany, gdzie długim malowniczym zjazdem dojechaliśmy do Tylawy. Po drodze przystanęliśmy na moment przy budynkach PGRu.
Na pierwszy rzut oka dało się odczuć, że czasy ich świetności dawno przeminęły. Na potwierdzenie naszych obserwacji przyszedł krótki wykład naszego opiekuna mgr Andrzeja Zatorskiego, który w interesujący sposób przybliżył nam historię miejsc takich jak to. Zostawiając za nami nieosiadły jeszcze kurz dotarliśmy do wspomnianej wcześniej Tylawy.
Będąc już u progu skrzyżowania dróg gdzie jedna z nich miała doprowadzić nas do Jaślisk wstąpiliśmy do zajazdu Bartnik. Właściciel był znajomym naszego opiekuna. Wywiązała się krótka rozmowa co z kolei było dobrym sposobem na odrobinę wytchnienia przed jak to się okazało nieuniknionym. Tym nieuniknionym tajemniczym czymś były kolejne pagórki. W trakcie wielu podjazdów dzisiejszego dnia padły takie oto słowa: „Beskid Niski, niski? Taaa k**** rzeczywiście”. Pokonaliśmy pierwszy większy podjazd dzisiejszego dnia, lekko nie było ale my przyszli nauczyciele wychowania fizycznego i propagatorzy ruchu byliśmy dzielni i mimo że z językiem na brodzie parliśmy do przodu niczym Hanka w kartony. W między czasie języki te opadły nam jeszcze niżej gdyż okazało się, że tego typu górek albo nawet lepszych zostało nam jeszcze pięć. Tak powiedział Andrzej, a Andrzej słów na wiatr nie zwykł rzucać, tak to właśnie w sielankowej atmosferze dojechaliśmy do Jaślisk przejeżdżając po drodze przez Daliową.
Tym, że Jaśliska były miejscowością warowną przekonaliśmy się na własnej skórze pokonując krótki aczkolwiek stromy podjazd wiodący do centrum wsi. Czuliśmy się niczym żołnierze Rakoczego. Na nasze szczęście mieszkańcy Jaślisk potraktowali nas z goła inaczej aniżeli najeźdźców z przeszłości. Początkowo udaliśmy się z celem uzupełnienia ubytków glikogenu mięśniowego do pobliskiego sklepu.>
Podczas gdy my ładowaliśmy nasze bateryjki różnego rodzaju słodyczami mgr Andrzej integrował się z tutejsza ludnością a w dowód sympatii obdarowywał ich Bronkiem.
Idąc dalej odwiedziliśmy tutejszy Kościół oraz inne miejsca gdzie toczyła się akcja filmu pod tytułem „Wino truskawkowe” na podstawie „Opowieści Galicyjskich ”Andrzeja Stasiuka. Na koniec zahaczyliśmy o pewną agroturystykę która okazała się być schroniskiem.
Właściciel był z wykształcenia nauczycielem wychowania fizycznego i gdy tylko dowiedział się iż nasze przyszłe wykształcenie pokrywa się z jego to swoimi opowieściami oprowadził nas raz jeszcze nieco bardziej szczegółowo po tym wspaniałym niegdyś miejscu zwanym Jaśliskami. Poza jednym pięknym wyjątkiem którym była Marta rozmowy toczyły się pomiędzy prawdziwymi mężczyznami, toteż część z nich dotyczyła tego czego tak brak naszemu sercu. Historia win tego miejsca została dopełniona wizytą w piwnicach gdzie dawniej ten „miód” przechowywano.
Osoby ze skłonnościami klaustrofobicznymi oraz wielorybim wzroście długo tam nie zabawiły natomiast reszta dowiedziała się wielu wspaniałych rzeczy. Pożegnaliśmy się z Jaśliskami i niczym Lisowczycy urządziliśmy wypad w dalszą część trasy. Droga wiodła drugim tego dnia większym podjazdem. Mijając Szklary byliśmy coraz bliżej szczytu tego morderczego wzniesienia. Na szczycie już tylko kilka łez szczęścia i rozpoczęliśmy długi zjazd po którym liczebność tutejszych much bardzo ucierpiała. Od tego czasu przyszło nam się ukrywać nie tylko przed słońcem ale też przez ekologami. Zjazd zaprowadził nas przez Królik Wołoski gdzie zrobiliśmy sobie przerwę przy ruinach cerkwi, dalej do Królika Polskiego, po czym skręciliśmy w stronę Bałucianki. Tu okoliczne owady mogły czuć się bezpiecznie bo droga wiodąca na szczyt „Przymiarki” okazała się dla wielu z nas Golgota dzisiejszego dnia. Ten długi, stromy i otwarty na promienie zawsze towarzyszącego nam jegomości Słońca sprawił iż zasmakowaliśmy nieco turystyki pieszej. Kilka zdjęć i pomknęliśmy lasem w dół, potem nieco w górę, zaraz po tym w dół i tu niespodzianka – znów w górę! Był to podjazd w Lubatowej. I tu spotkała nas kolejna niespodzianka – i powiedz mi tu ktoś teraz, że nie lubi niespodzianek, gdyż dane nam było zjechać jeden z szybszych a już najbardziej krętym odcinkiem tejże trasy.
Gdy adrenalina nieco opadła a hamulce przestygły wyruszyliśmy dalej przez Jasionkę do Dukli. W Dukli kolejne odpoczywanko – postój i ruszamy w stronę Chyrowej z której już czuć zapach naszego obiadu. Trojgu z nas tak spodobała się Dukla z tutejszymi walorami, że postanowiła pozostać tam dłużej i pod pretekstem rzekomo przebitych dętek pozostali tam rozkoszując się otaczającymi ich atrakcjami. Jak się później okazało zostało po nich wysłane auto w które zmuszeni siłą perswazji mgr Andrzeja wsiedli opuszczając Duklę. My w tym czasie zmierzając przed Teodorówkę dolecieliśmy do Iwli. Okazuje się, że wystarczyło zboczyć nieco z asfaltowej drogi by naszym oczom ukazał się piękny wodospad nad którym jak się później okazało toczyły się „najciekawsze” sceny z filmu „ Wino truskawkowe”. Mogę powiedzieć, że nasze „sceny” w niczym nie ustępowały tym filmowym lecz z różnych względów nie ujrzą światła dziennego, a pozostaną w sercach wielu z nas, przeradzając się z czasem w prawdziwe legendy.
Tak, to byłby już prawie koniec bo pozostał nam ostatni podjazd który to doszczętnie zniszczył nasz glikogen. Po kąpieli zasiedliśmy przy obiadowym stole - szczerze to 3 dni temu nie powiedziałbym, że aż tak mnie ucieszy widok Pani Ludmiły podającej posiłek.
Wieczorny film Wino Truskawkowe po naszych beskidzkich wyprawach jeszcze raz nas zauroczył.
Dzień czwarty
Trasa: Chyrowa-Ropianka-Wilsznia-Smereczne-Olchowiec-Tylawa-Mszana-Chyrowa
W czwartek po śniadaniu udaliśmy się na mszę świętą do pobliskiej cerkwi. W taki oto sposób rozpoczęliśmy kolejny gorący i słoneczny dzień naszego rajdu rowerowego. Do pokonania było zaledwie 25 km, więc najpierw udaliśmy się w kierunku miejscowości Ropianka, gdzie znajduje się pamiątkowy obelisk związany z utworzeniem pierwszej w Europie szkoły naftowej, przeniesionej obecnie do Krosna. Pozostałości złóż ropy naftowej wydobywających się na powierzchnię służą tamtejszym mieszkańcom jako środek smarujący i konserwujący.
Kolejnym celem naszej podróży był Olchowiec. Olchowiec to miejscowość składająca się prawie w stu procentach z ludności łemkowskiej, która nie została wysiedlona z tych terenów po operacji „Wisła”. Znajduje się tam muzeum- chyża łemkowska, czyli stara, drewniana chata pokryta strzechą obok której płynął leśny strumień.
Po przywitaniu się z gospodarzem obejrzeliśmy wszystkie pomieszczenia i pamiątki z dawnych czasów. Opiekun naszego rajdu opowiedział ciekawe historie związane z tym miejscem. Jeden z naszych kolegów miał przyjemność założyć tradycyjny łemkowski strój, w którym wyglądał bardzo sympatycznie.
Następnie pojechaliśmy do miejscowości Tylawa, żółtym szlakiem przez istniejące tylko na mapie wsie Wilsznia i Smereczne. Korzystając z każdej chwili przerwy uzupełnialiśmy płyny.
Ruszając dalej wjechaliśmy w ciężki, leśny, lecz jakże piękny teren. Każdy z nas miał wrażenie jakby nie dotarła tu żadna cywilizacja. Znaleźliśmy też odbite ślady niedźwiedzia. Po drodze mieliśmy kilka niespodzianek, z którymi musieliśmy sobie poradzić, a także pojawiły się śmieszne sytuacje, w których kilka osób zaprzyjaźniło się bliżej z przyrodą tzw. „Oswojenie z błotem i wodą”. Wyjeżdżając z tej malowniczej krainy dotarliśmy do Tylawy.
Zwiedziliśmy Cerkiew z pięknym ikonostasem i kierowaliśmy się w kierunku zapachu obiadu wydobywającego się z Ośrodka „Pod Chyrową”;-).
Reminiscencje z rajdu opracowali studenci:
Więcej zdjęć na:
picasaweb